FINIS EUROPAE

Gawęda Franciszka Starowieyskiego

finis-europaeByłem dotąd przekonany, że żyjemy w Europie grecko-rzymskiej – jej kultura cały czas towarzyszyła współczesności, żyła w architekturze, w nazewnictwie, w terminologii naukowej. Do dziś mnożymy po grecku, dzielimy po łacinie, choć mało kto uświadamia to sobie mówiąc „kilo-gramy” czy „mili-metry”.

I ta grecko-rzymska Europa skończyła się nagle, w jednym niemal dniu 1963 roku. To wszystko, w porównaniu do dwustu lat konania imperium rzymskiego, stało się niemal jednego dnia – nie do uwierzenia, że można na przestrzeni dwu i pół tysiąca lat naszej cywilizacji wskazać tak dokładną datę!

W tym właśnie roku, w większości europejskich szkół zniesiono naukę łaciny. Poprawiacz ładu Bożego na ziemi, Jan XXIII zlikwidował łacińską mszę, na zachodzie w Klagenfurcie zbudowano w tym stylu ostatnie aedificium, nawet w ówczesnym Związku Radzieckim z powodu braku pieniędzy przestano wznosić klasycystyczne budowle, a królowa sztuki – architektura, za sprawą Le Corbusiera spadła z piedestału wizji i marzeń na podłogę technologii i funkcji. Hitler wymordował dwadzieścia pięć milionów ludzi, Stalin osiemdziesiąt, a Le Corbusier wypędził z miłych uliczek i słodkich domków dwa miliardy ludzi do swoich „jednostek mieszkaniowych”!

Faktem jest, że dzisiejszy, przeciętny mieszkaniec Europy ma warunki życia znacznie lepsze niż król, czy inny możny wieku XVI-go. Ale dobre życie tego człowieka jest koniecznie potrzebne do utrwalania ustroju ekonomicznego: trzeba dać mu możliwość kupna samochodu, telewizora, dziesiątków tysięcy rzeczy, bez których nie może już żyć, a w zatrutej nadprodukcją rzeczy atmosferze i wiecznym hałasie ma ich już tak dosyć, że z nimi też żyć nie może. Ekolodzy, którzy powinni bronić naszego życia w dobrym środowisku, to są – przepraszam – skończone mieszczuchy, przygłupy, pojęcia nie mający o przyrodzie; nawet nie wiedzą jak nazywają sie ptaki i drzewa – jedna z szefowych niemieckich ekologów buk nazywała lipą! Żeby być ekologiem trzeba przyglądać się niebu, znać przyrodę, znać to wszystko, co składa się na naturę i wiedzieć co czemu szkodzi, a co pomaga, jak wyglądają i jakie są wzajemne zależności w tych ogromnych łańcuchach biologicznych. Protestami ekologów, w większości wypadków, sterują politycy, to politykom ekolodzy są potrzebni – w Niemczech, w 1980 roku, kiedy chciano przeszkodzić Amerykanom w budowie lotniska wojskowego pod Frankfurtem, użyto właśnie ekologów, którzy fanatycznie i długo bronili leżącego nieopodal rzadkiego, wyliniałego, obrzydliwego lasku.

finis-europaeŚwiat broni w tej chwili przykazania „nie zabijaj” i zagrożony np. AIDS, walczy, z jednym z grzechów głównych – z nieczystością. Ale przecież najcięższym grzechem świata, największym dla tego świata niebezpieczeństwem jest chciwość, która potrafi zniszczyć absolutnie wszystko. Hasło naszych dziadów „salus rei publicae suprema lex esto” może zostać zastąpione „pecunia suprema lex esto.” Najwyższym prawem niech stanie się – nie dobro ojczyzny lecz pieniądz!

Ludzie dostają pensje, robią coś, sprzedają, kupują, biorą kredyty, zaciągają długi… Ten pieniądz obraca się z oszałamiającą szybkością i często nie wiadomo nawet gdzie i w jakich nurtach się obraca. Przeczytałem w Liberation – że w Brie – stolicy francuskiej pszenicy, tona tego ziarna, została po drodze z Argentyny sprzedana czternaście razy! I wcale nie byli to kolejni pośrednicy, ale łańcuch abstrakcyjnych, sztucznych, finansowych rzeczywistości. Była po drodze w czternastu rękach – jedni na niej zarobili, inni stracili, a jeszcze inni tylko skorzystali z okazji chcąc „uspokoić” w tym interesie swoje pieniądze. Ludzie kupują np. czyjeś długi bo im się to opłaca – jest to pieniądz kredytowy, ale przecież, nieistniejący – wirtualny, absurdalny pieniądz, który też kręci się i kręci światem jak zwariowany: im szybciej się kreci tym większą ma wartość – im szybciej się kreci tym więcej go jest, ale w konkretnym systemie gospodarczym może obracać się do pewnej szybkości; gdy nakręci się zbyt szybko – zaczyna się kryzys. Cała ta gospodarka finansowa staje się już kompletnie i dla wszystkich niezrozumiała!

Z powodu tej chciwości nawet Francuzom ich tradycyjnie dobre jedzenie wymyka się już spod kontroli: cielęta wiszą na sznurach od urodzenia i są karmione przez rurkę. Obrzydliwość! I nie chodzi tu ani o jakość, ani o smak, a tylko o to ile da się z takiej „hodowli” i sprzedaży wyciągnąć pieniędzy. Jeszcze tylko indyki francuskie są bardzo smaczne bo obowiązuje tu wyjątkowo wysoka kontrola ich jakości, żeby nie produkować takiego świństwa jak w Stanach, ale reszta Europy już je świńskie indyki i świńskie pomidory. Francuzom Wspólnota Europejska co chwila zarzuca, że sery, że wina nie zachowują norm, ale Francuzi są bogatym krajem, wiec mogą mieć w nosie jej zalecenia. Wiedzą, że i tak wszyscy będą jedli ich, nawet „szkodliwe”, sery i pili ich wina bo lepsze są od innych. A jeśli nie będzie można eksportować ich oficjalnie, to zawsze ktoś je i tak przeszmugluje.

W cywilizacji, która jest czyms niesłychanie skomplikowanym i niesłychanie delikatnym, najważniejszą sprawą jest kontynuacja. Kontynuację tworzyły pokolenia, rodziny tworzące dynastie – niekoniecznie cesarskie czy królewskie – zwykłe rodziny szlacheckie mające kilkusetletnią pamięć tworzyły tę bardzo mocną i bardzo trwałą tkankę cywilizacyjną, a długie panowania cesarskie czy królewskie zapewniały w czasie kilkudziesięciu lat swojej władzy i rozkwit i trwanie tej cywilizacji. To nie politycy, a Ludwik XIV, zniszczoną wojnami religijnymi Francje doprowadził do wspaniałości i rozkwitu, to Franciszek Józef, królowa Wiktoria, byli gwarantami ciągłości europejskiej cywilizacji. Polityk, wybrany wtedy z woli ludu, musiał nauczyć się pokory, stania na baczność za tronem choćby czternastoletniego gówniarza, musiał zdawać sobie sprawę, że to nie on jest pierwszym, ale dynastia dająca gwarancje kontynuacji. Dlatego Kościół przez dwa tysiące lat był najbardziej, aż do przesady, aż do śmieszności konserwatywną instytucją, co wielu intelektualistów uważało za hańbę. Musiało tak być, żeby kontynuacja nie uległa zerwaniu.

Mówię o tym w pewnym poczuciu wyższości w stosunku do przywódców Europy zarówno Wschodu jak i Zachodu, wyższości świadomości człowieka kontynuacji, który rozumie, który wie, że jedną jedyną rzeczą jaka łączy Europę od Uralu po Lizbonę, od Narwiku po Sycylie, jest chrześcijaństwo, a który ze zdumieniem zauważył, że żadne oficjalne uroczystości europejskie nie zaczynają się nabożeństwem…

I tego zeświecczenia Europy najbardziej się boję. Religia jest jedną z podstawowych rzeczy, której lud, szeroko pojęty, potrzebuje. Zabranie ludowi religii przez świecki racjonalizm jest jedną z największych zbrodni przeciwko ludzkości.

Jakież było w końcu XIX wieku zadufanie w naukę, w racjonalizm! Miał to być złoty wiek i wydawało się, że wszystko go zapowiada. Mam taką śmieszną kartkę pocztową anno 1900: pracowicie, na czternastu kamieniach, w czternastu kolorach wypunktowana – cóż to była za potworna robota! – i na tej kartce widać wózek zaprzężony w bernardyna, bernardyn ma złota uprząż, wózek jest cały opleciony różami, a na tym wózku jadą cudowne, różowe, roześmiane, jasnowłose dzieci. A nad nimi niebo, tak niebieskie jakiego nigdy żadnemu malarzowi nie udało się zrobić. To był ten wóz szczęścia, którym dzieci początku dwudziestego wieku wjeżdżały w nowe stulecie. Stulecie szczęścia dla ludu!

Wtedy właśnie gdzieś, ktoś, coś przekroczył, nie potrafiono utrzymać dyscypliny dawnego porzadku – w tym złotym wieku nadeszły dwie wielkie wojny. Kiedy patrzyłem na fakty, które do nich doprowadziły zobaczyłem tam najwięcej tzw. „wichrzycieli”, dla których do tej pory nie było miejsca w historii, rewolucjonistów najróżniejszych rodzajów, anarchistów, terrorystów. A przeciwko podłemu terroryście, który zabija arcyksięcia, w tamtym świecie i w tamtym czasie mógł wystąpić tylko… kodeks honorowy! Mamy tu największe spięcie jakie w ogóle może istnieć!

Pierwsza wojna była mieszaniną złości, nienawiści i resztek dziesiątków różnych kodeksów honorowych … Druga wojna była już właściwie tylko produktem rewolucyjnych podżegaczy: zarówno Hitler jak i Stalin byli rewolucjonistami, despotami, którzy postanowili wymyślić porządek świata, jego ustrój od nowa. Jeżeli przyjąć, że wymyślanie tego nowego porządku, ustroju rozpoczęto we Francji w 90-tych latach XVIII w. to ograniczono się wtedy do zegarów decymalnych, a policje uzbrajano w miecze rzymskie, żeby upodobnić się do republiki rzymskiej. Wtedy była to jedynie walka o formę rozgrywana symbolami. Owszem, krew się polała, naukowcy powprowadzali cały szereg praw, pozwolono Ledou budować architekturę rewolucyjną, ale ten cały okres terroru, to jest raptem dwa tysiące straconych na gilotynie osób – mniej niż w tej chwili ginie w ciągu roku w wypadkach samochodowych. Postęp ma swoja określoną szybkość, ludzie musza do niego dojrzewać i absolutnie nie zależy to od wykształcenia. W XIX w. , lud, który rewolucja francuska wprowadziła na scenę musiał dojrzeć do tego, żeby moc pełnić jakiekolwiek funkcje. Człowiek z ludu, znikąd, przy całej swojej prywatnej mądrości robi i będzie robił błędy niezależnie od ilości posiadanych doktoratów.

Tak wielu rzeczy brakuje mi w tej neo-barbarzyńskiej Europie – przede wszystkim pojęcia świętości ziemi, teraz, gdy w wielu krajach ziemia nie jest już nawet zastawem bankowym. Brakuje mi ceremonii jedzenia, wielkich kanonów estetycznych, heraldyki, nieszporów sycylijskich… Brakuje okrzyku – „Harmonio, jesteś mą słodyczą!”

Tekst został udostępniony przez Panią Marię Dziedzic – dziennikarkę, wieloletnią przyjaciółkę rodziny Starowieyskich, uczestniczkę zajęć w Magazynie Sztuk.